Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie... Szedł w cichości i myślał:
— Czyliż nie jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi? Kto posiada takiego przyjaciela i taką narzeczoną — tak piękną, tak rozumną, tak pobożną, a oboje tak są wierni...
Niebawem wszedł na przerwę leśną, na której wiatr silnie powiewał. A ponieważ tutaj prawie cały rok od strony morza pociąga, przeto krzaki dziwne przybierały kształty. Tylko na stronie od wiatru wolnej porastały.
Ponieważ Nanda znajdował się w tej wewnętrznej równowadze, w której najbłahsza rzecz sprawia wrażenie, w tym stanie, w którym śpiący na słońcu pies albo para bawiących się kotków może się stać przedmiotem najwyższego zainteresowania albo najgłębszego namysłu, przeto zatrzymał się wobec dziwnie ukształtowanych krzaków.
— Jak wielką jest siła wytrwałości — pomyślał. — Wytrwanie stanowi prawdziwą potęgę. Czy mój Kosija jest tak samo w przyjaźni, a Punna w miłości zdolni do wytrwania?
Naraz zdawało mu się, jakoby zgoła nic nie wiedział, póki tego jednego nie wie. W mgnieniu oka popadł w wielką nieprawość ludzi, którzy pełnej misy teraźniejszości i zapasów przeszłości wyrzekają się dla wyszpera-