Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie za pana, nie za pana chcę umrzeć — wołał, dysząc w biegu lecz za siebie samego, za siebie, za siebie.
Każde odskoczenie od ziemi, które ciałem jego wstrząsało, wyrywało mu równocześnie słowa:
— Za siebie!
Zanim kobieta trzy czwarte drogi ubiegła, znalazł się tuż za nią. Bez tchu wskazał na miejsce, na które wkrótce promienie słoneczne koniecznie paść musały, i jak człowiek, przeciwko wiatrowi wrzeszczący, wołał ku niej:
— Dawaj list! Sama spóźnisz się!
Zamiast odpowiedzi, zebrała w sobie wszystkie siły. Droga, w górę prowadząca, była tutaj sucha, ale pełna kamieni i żwiru. Nie myślała o niczem; nie myślała: „Jak szlachetnym jest sługa, że chce za mnie umrzeć!“ nie myślała: „Wyrwie mi list tak jak mi odebrał cześć moją“. — Tylko w obłędnym pośpiechu pomykała naprzód.
— Dajże! — zawołał sługa powtórnie tuż koło niej.
W tej chwili potknęła się na sporym kamieniu i zwaliła się jak długa na ziemię. Szybko podbiegł do niej, dźwigając ją na nogi. Przytem spostrzegł list, wyzierający z zanadrza. Jak czło-