Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szczęścia, jakie pana domu spotkało, wszystko było w nieładzie. Ludzie rozeszli się. Przypadkiem pozostała tylko jedna służąca i ten sługa właśnie, który towarzyszył panu owej nocy. Nie było ani chwili do stracenia. Poleciła przeto starej pilnować domu, chłopcu zaś kazała niezwłocznie przygotować łódź. Przytem szybko objaśniła, o co chodziło. Nie powiedziała jednakże nic na to, że otrzymała list, uwalniający jej męża. Zupełnie przemilczała o tem, że list ten zawierał wyrok śmierci na nią samą.
— Czy znasz rzekę? — pytała służącego.
— Często bardzo płynąłem w górę i w dół rzeki, szlachetna pani.
— Czy sądzisz tedy, że do wschodu słońca znajdziemy się w twierdzy?
— Tak sądzę.
Jeżeli mógł tego ktokolwiek dokonać, to jedynie ten służący. Rosły był jak jodła, a ścięgna miał jak postronki.
Była już ciemna noc, kiedy ruszyli w drogę. Ale księżyc wznosił się poza palmami nadbrzeżnemi i musiał niebawem łożysko rzeki rozświetlić.
Młoda kobieta była za nadto podnieconą, aby módz pomyśleć o chwili bieżącej. Nie było w jej umyśle miejsca na trwogę. Wszystko