Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nic podobnego. W milczeniu opuścił szkołę, tak że nauczyciele spoglądali na siebie pomieszani.
Na ulicy rozkrzyczał się w nim jakiś głos: „O ty, na lotusie tronujący! Jakże prawdziwie, jak jasno powiedziałeś nam wszystko w swem bezgranicznem miłosierdziu, a ileż ja nieszczęsny z tego skorzystałem? Już trzydzieści pięć lat pędzę ku śmierci, narażony w każdej chwili na niebezpieczeństwo spotkania się z nią. A cóż do tej pory uczyniłem dla przygotowania się na to spotkanie? O głupi rodzaju ludzki! Trwożymy się o jedno, troszczymy się o drugie, a o tem, z racji czego nieustannie winniśmy się mieć na baczności, wcale nie myślimy. Biada mi — — kiedyż to będzie inaczej? Kiedy? Głupcze! Dzisiaj! Teraz, na tem miejscu, na którem w tej chwili stopa moja się znajduje.“
Niechcący podniósł stopę nieco wyżej i stąpił mocno. W tej samej chwili skurczony na ziemi żebrak poprosił go o jałmużnę. W chwili podniecenia uczuć sięgnął do kieszeni i cisnął mu na podołek pełną sakiewkę pieniędzy.
Przedewszstkiem dawać! Dawanie jest najniższym szczeblem drabiny. Nikt nie może dosięgnąć wyższych, .kto nie wstąpił przedtem na niższe — pomyślał Moung Dammo, idąc dalej.