Strona:Paul Dahlke - Opowiadania buddhyjskie.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pa pogrzebowa. Odtąd nigdy już nie cierpiałem głodu. Takie to jest żebranie. Nie trzeba chcieć, to wtedy właśnie dają. Nie dacie nic, dobrze: jestem gotów umrzeć.
Moung Dammo wydał głośny jęk. Niewiele słyszał z tego, co stary mówił, uszy jego pełne były jęków dziecka. Niepodobieństwem stało się dla niego jeszcze jedną chwilę siedzieć tak całkiem bezczynnie. Zerwał się na równe nogi. Słońce chyliło się ku zachodowi, a w rękach jego nie było zgoła nic, prócz tego jednego miedziaka. Coś przecież musiało się stać. Postanowił nakoniec zaczepić jakiego znajomego. Chciał — ale właściwie nie wiedział już dokładnie, czego chciał. Pobiegł prosto przed siebie. Wtedy ujrzał na rogu ulicy tuż przed sobą siedzącego na kuczkach zmieniacza pieniędzy, a w otwartej szkatułce rozwinięte rulony. Dostał jakby zawrotu głowy. Na chwilę opuściły go wszystkie myśli.
— Trzymajcie złodzieja! — zawołano zanim.
Już po kilku krokach został pojmanym, a dłoń, zaciskająca kurczowo miedziaki, roztwartą. Wszyscy byli wzburzeni. Jeszcze nigdy nic się podobnego nie zdarzyło. Zmieniaczowi porwano pieniądze na ulicy! Moung Dammo byłby