Oj widzis ty Maścibzuch, ono hań wilk biezy.
Pójdźwa, pójdźwa cemprędzej, prosić on się będzie,
Skoro mu wilk barana lub owcę nasiędzie.
Hej, hej, słyście! wróćcie się, moi bracia mili,
Hano wilcy i do mych owiec się zblizyli.
Juz was prosę, pzeprosom, wróćcie się do zgody,
A pomózcie mi wilków odegnać od tzody.
A wej widzis jak się ty teraz pięknie prosił,
Coś się to nadewsystkich najbardziej wynosił.
Myślis ześ juz najlepsy, ze na skzypkach grajes,
A nam wsystkim podściwym błazeństwo zadajes.
Zapomnijze juz o tem Maścibzuch kochany,
Wsakem ci jednem słowem nie ucynił rany.
Pzybliz się, podaj rękę, byśmy się zgodzili,
A napotem w pzyjaźni niepzerwanej zyli.
A gdzie są nasi drudzy?
Ot jezów sukają,
Bo z nich Panom swym skórki na futra dać mają.
Inni za jaząbkami smykają po lesie,
Co kto złapi to skrycie do miasta wyniesie.
A wies bracie, ze jak się Panowie dowiedzą,
Zabiorą im jaząbki, za ich zadrowie zjedzą.
Albozto nie ma leśnych zeby pilnowali,
A zwizyny po lesie łowić nie dawali?
Sąć i oni ale tez i sami zjadają,
Zeby lepiej kraść mogli, chłopów namawiają.
Dobra sroka na chłopa, dobra nawet wrona,
A Panu dać nalezy gęś albo kapłona.
Bo chłop chociaz kapustą bzusysko natłocy,
Napiwsy się i wody, zdrów sobie podskocy.
A ty godos lada co, a nie mówis o tem,
Coby było z pozytkiem nam wszystkim na potem.
Cyś to ślachcic co się tak za Panów ujmujes,
A nom i drugim chłopom jenteresa psujes.
A cózto ty rozumies, zem ja Pański sługa?
A wej! jakiś mi ślachcic, wej chłopeś do pługa.
Pzestańciez juz tych kłótni, swarów zaniechajcie,
Siądźcie sobie na ziemię, insą zacynajcie.
Gdzie się tez ta obraca Cedzimlek z kozłami>
Tuła się gdzieś po lesie, Boze rac być z nami!
Boć to nie bez pzycyny, ze nie widać jego,
Lęka się serce moje — oto cegóś złego...
Ba... broń Boze zeby nas skoda popaść miała,
A niedawnoć się tutaj bestyja tułała,