Stach. To wyskoc.
Mac: Ach wierz mi bo w ogniu są niebiosy.
Stach. Ogrzej się. Maciek. Zart na stronę.
Stach. Cy prawda? Maciek. Widzis łonę.
Stach. A to co?
Wstaje. Daj mi sam sukmanę co wskok wstanę
Niech oko zobacy co to znacy.
O niescęśliwa taka godzina!
Smutnać to będzie jakaś nowina.
Maciek. Nu jeno, wstań chyzo nie breć wiele,
Będzies miał wnet smutek, wnet wesele.
Stach porwawszy się na nogi pyta:
a) Pasterze zawsze tym tonem bądź pojedynczo bądź razem śpiewają
Stach. A kędys ta łuna co sam o niej brydzis?
Maciek. La Boga cyś ślepy, cy jesce nie widzis?
Przetrzej jeno ocy, spojrzyj w prawą stronę,
Nad samem Betleem widać wielką łonę.
Stach.
ton tenże.
Oj prawdać juz widzę, ale to nie zarty,
Tyś mi prawdę muwił, ja byłem uparty:
Muj Maćku, muj ślicny, cuz więc ucyniwa>
Ja myślę, najlepiej drugich pobudziwa.
Maciek.
Pockaj jeno trochę, jesce nie chodź Stachu,
Moze nadaremno narobiłbyś strachu:
Sam sobie nie wierzę, moze mi się marzy;
Trzebaby uwazać co się to tu zdarzy.