Strona:Pascal - Prowincjałki.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

naszych kazuistów; miałem właśnie powiadać o rzeczach tyczących się szlachty, a ty mi przerywasz historyami nie do rzeczy.
— Wspomniałem tylko mimochodem, rzekłem, i to aby cię ostrzec o ważnym szczególe tego przedmiotu, o którym, zdaje mi się, zapomniałeś, przedstawiając swoją naukę prawdopodobieństwa.
— Cóż takiego? spytał Ojciec; czegoż mogłoby braknąć coby tak niepospolici ludzie mogli przeoczyć?
— To, rzekłem, iż zwolenników waszych mniemań prawdopodobnych ubezpieczyliście wobec Boga i sumienia: twierdzisz bowiem, iż, trzymając się jakiegoś poważnego doktora, jest się bezpiecznym w tej mierze. Ubezpieczyliście ich wobec spowiedników; zmusiliście bowiem księży do udzielenia rozgrzeszenia na podstawie mniemań prawdopodobnych, pod karą grzechu śmiertelnego. Ale nie ubezpieczyliście ich wobec sędziów, tak iż, idąc za wszemi prawdopodobieństwami, narażają się na chłostę i szubienicę; i to jest kapitalny brak.
— Masz słuszność, rzekł Ojciec; mówisz aż miło. Ale bo nie mamy takiej władzy nad sędziami co nad spowiednikami, którzy są obowiązani odnosić się do nas w kwestyach sumienia; my bowiem rozstrzygamy o tem w najwyższej instancyi.
— Rozumiem, rzekłem; ale, jeżeli, z jednej strony, jesteście sędziami spowiedników, czyż, z drugiej, nie jesteście spowiednikami sędziów? Władza wasza jest olbrzymia: zmuścież ich aby uwalniali zbrodniarzy mających mniemania prawdopodobne, pod grozą wykluczenia