Strona:Pan Sędzic, 1839.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 50 —

strzegam ołtarz Najświętszej Panny, księdza przy nim, i słyszę organy; widoczna rzecz że wjechaliśmy do kościoła. Ja co prędzéj zawracać konie, pan Marek nie pozwalać, łajać mnie i bić w kark. Ja pomyślałem sobie, starszy pan Bóg niż pan Marek; cisnąłem lejce i uciekłem co prędzéj. Ludzie którzy to widzieli, śmiali się z tego, ale ja nie uważałem i na to, uciekałem zawsze. Pan Marek był przymuszony wziąść jednego żyda za furmana, i tak powrócić do domu. Kiedy on powrócił, znalazł mnie w stajni jeszcze dyszącego ze strachu; wpadł zaraz na mnie, i biczowiskiem strasznie mi boki oblatał. Późniéj słyszałem jak opowiadał drugiemu paniczowi to zdarzenie, i zawoławszy mnie, tłómaczył, że to nie kościół ale brama, na wierzchu któréj była kaplica Najświętszéj Panny ostrobramskiéj. A kto tam mógł wiedzieć że to nie kościół? mury wysokie z oknami po obu stronach, a w końcu ołtarz, ksiądz, organy; jakże tu nie myśleć że kościół?»
Takie i tym podobne opowiadania, rozrywały gromadę biesiadującą, kiedy pan Sędzic postrzegając późną godzinę proponował Wincencie opuścić chatę wieśniaka. Żegnając się z położnicą, wcisnął jéj w rękę kilka sztuk monety, podług zwyczaju starodawnego, na kupienie mydła, ażeby dziecko było białe, i dał rubla starej akuszerce.
Oddalenie się kmotrów uczyniło naszych bieśiadników wolniejszemi; każdy wynurzał swoje zdanie wychwalając dobroć Wincenty i pana Sę-