Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ta, która po całodziennej pracy w cegielni musi po powrocie do domu jeszcze ugotować strawą dla dzieci i załatwić wszystkie domowe roboty.
Wątły organizm wyczerpuje się rychło przy nadmiernej eksploatacji, kobiety te zapadają na zdrowiu, o obawiając się stracić pracę, idą do roboty chore, aż jakaś poważniejsza choroba nie przykuje ich na dłużej do łóżka.
Często też przepłacają swą ciężką pracę życiem, zostawiając nieletnie sieroty bez najmniejszego zaopatrzenia.
10. VI.Okropny zapach w pokoju mimo otworzonych na oścież okien i drzwi! Rak piersi lewej, rozpadający się.
Już prawie minął rok od chwili, gdy poraź pierwszy zgłosiła się do mnie starsza kobieta — Maria S. Natychmiast rozpoznałem początki raka piersi, bezzwłocznie skierowałem ją do chirurga, który też z miejsca zaproponował jej operację.
Odmówiła: boi się noża, twierdziła, spróbuje jeszcze domowych środków, a może wrzód sam się rozejdzie.
Uświadomiono ją co do istoty choroby. Rak sam się nie wygoi, jeśli go się nie wytnie, da przerzuty, wtedy będzie już nieuleczalny. Czekała cały rok na poprawę, aż cała pierś zamieniła się w jedną okropną, cuchnącą ranę, aż zjawiły się przerzuty w różnych ważnych dla życia organach.
Obecnie rodzina zareagowała: własna córka nie chce jej trzymać w domu, dzieci nie mogą spać w nocy w tym okropnie zanieczyszczonym powietrzu. Chce ją oddać do szpitala. Ale który szpital przyjmie ją w tym beznadziejnym stanie, zwłaszcza, że faktycznie nic jej już pomóc nie można. Szkoda miejsca dla nieuleczalnie chorej, dla skazanej na niechybną śmierć.
Bez granic jest tępota ludzka, ogłupienie i niedołęstwo. Bardzo żal mi tej nieszczęsnej, okropnie cierpiącej kobiety — ale przecież własnymi rękoma wykuła sobie straszny swój los.
18. VI.Czas jednak szybko mija. Nie uwierzyłbym, że już 2 miesiące minęły od chwili, gdy przywlókł się do gabinetu Ch. w tym okropnym stanie. Na zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą, w jaki sposób przebył w tak silnych bólach przestrzeń prawie 2 km, dzielącą mój gabinet od fabryki. Tu jednak opuściły go już zupełnie resztki sił i jak długi runął na podłogę. Dotykam tętna: nitkowate. Zapaść! Szybko rozpinam koszulę: brzuch jak deska, specjalna obrona mięśniowa w okolicy nadbrzusza. Wiadomo mi, że Ch. cierpi na wrzód dwunastnicy i to mi wystarcza dla ustalenia rozpoznania: przebicie wrzodu do jamy otrzewnowej.
Łączę się z Ubezpieczalnią i za chwilę karetka pogotowia zabiera ciężko chorego do szpitala. Szybko dokonane prześwietlenie potwierdza moje rozpoznanie. Wszystko jest już przygotowane do operacji. Za chwilę Chamerski leży na stole operacyjnym.
Ch. młody, smagły brunet, nadzwyczaj ugrzeczniony, ruchy i mowa trącą trochę aktorstwem. Jest on „dozgonnie“ wdzięczny wszystkim.