w dawnych Kasach Chorych, gdzie przed zamkniętymi wrotami gromadziły się już o świcie tłumy chorych i czekały na dworze przy siarczystym nawet mrozie do godziny 8-ej na otwarcie bramy, by później pędem, co siły w nogach, biec do okienka po „numerek“. Szczęśliwie, gdy ten cały trud się opłacił i chory dostał „numerek“ do lekarza, często wyczekiwania były bezowocne i chory, dostawszy się do okienka, dowiedział się ku swej rozpaczy, że na dzisiaj wszystkie „numerki“ do lekarzy są już rozdane.
Z poczekalni prowadza jedne drzwi do mego prywatnego mieszkania, składającego się z dwóch małych pokoi i kuchni, drugie — do bardzo obszernego gabinetu. Tylko z największym trudem przeciskam się rano przez poczekalnię do gabinetu. Jest ona tak nabita, że literalnie igły tam wrzucićby nie można. W poczekalni cała symfonia dźwięków niekoniecznie harmonijnych. Kichanie, dyskretne chrząkanie i kaszel w najrozmatszych gradacjach: począwszy od krótkiego, urywanego, podobnego do szczekania, a skończywszy na kaskadach bujnie się przelewającego, prawie nie milknącego. Kaszel jest zaraźliwy podobnie jak — śmiech. Gdy jeden zaczyna, kaszle dowoli i wreszcie ma już dość i zamyśla kończyć, drugi zaczyna mu w międzyczasie wtórować, jeszcze nie skończył, a już do chóru wmieszał się trzeci — nie ma końca tej niewesołej muzyce. Zaczynają się przyjęcia. Z początku dzieci, które korzystają z pierwszeństwa. Chodzi o to, by możliwie prędko opuściły te pokoje, gdzie tak łatwo o świeże zakażenie. Nic ważnego, same banalne infekcje. Katar, kaszel, gardło trochę zaczerwienione, stany bez — lub podgorączkowe. Ale ostrożność jest wskazana, bo nawet banalna infekcja u dzieci łatwo przeradza się w coś poważnego.
A potem dorośli. Przeważnie mężczyźni, silni jeszcze, pracą nie zużyci, których przez cały rok nie widać, a których teraz „złapała“ grypa. Skarżą się bardzo głośno, wyrażają się jędrnie, soczyście, przejaskrawiając opis swej choroby. Głowa tak boli, że aż „pęka“; kaszel tak silny, że aż „drze“ na wymioty, w piersiach piekąca rana i zachodzi obawa, czy tam się coś nie „buduje“; w plecach lub krzyżu „siedzi kołek“; możliwe, że się już płuca „psują“ — te i temu podobne słyszy się narzekania. Dla demonstracji prawdziwości swych cierpień, pacjenci dają mi poglądową lekcję kaszlu, którą przerywam w środku, ponieważ, wydaje mi się, że nie będzie miała końca. Zarazem tłumaczę, że grypa jest chorobą zaraźliwą, że łatwo można, kaszląc na cały pokój, zarazić wszystkich w nim obecnych i że należy zawsze przy kaszlu zasłonić sobie usta chusteczką.
Powiedziałem pierwej, że opis grypy przez mych pacjentów wydaje się przejaskrawiony. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że są to przeważnie młodzi, zdrowi ludzie, którzy może poza chorobami dziecięcymi, o których już dawno zapomnieli, nie chorowali. Samopoczucie ich, mimo ciężkiej pracy, jest normalnie dobre. Teraz grypa wytrąciła tych nieprzyzwyczajonych do chorowania z równowagi, katar i ból głowy wydają się im okropnością, t. zw. bóle reumatyczne, zlokalizowane w klatce piersiowej, imponują im
Strona:Pamiętniki lekarzy (1939).djvu/176
Wygląd
Ta strona została przepisana.