— Co pani jest? — zapytuję.
— Słaba jestem.
Badam wobec tego starannie i widzę, że nic jej nie jest. Dosłownie nic.
— Jeszcze jedna taka sztuczka, proszę pani, a spiszę protokół i zapłaci pani karę, — mówię pacjentce, wychodząc z mieszkania.
W miesiąc po tym, w pół godziny po ukończeniu przyjęć, gwałtowne dzwonienie. Służąca nie wpuszcza.
— Pani doktór musi jeszcze przyjąć cztery osoby, a już minęło 30 minut od zakończenia godzin ordynacyjnych.
Pacjentka nie odchodzi mimo tego objaśnienia, tylko dzwoni przeraźliwie dalej. Wychodzę wobec tego na korytarz. Oczywiście, to ta sama, urocza ślusarzowa. Każę ją wpuścić i nic na razie nie mówiąc, proszę, aby poczekała w kolejce. Pacjentka przybiera najniewinniejszą w świecie minkę, natomiast cztery czekające w kolejce kobiety zaczynają jazgotać w poczekalni, ujrzawszy wchodzącą piękność. Gdy jedna z nich weszła do gabinetu, od razu z punktu zwróciła się do mnie.
— Po co pani ją wpuszcza? My ją dobrze znamy. To nasza sąsiadka. Ma brata policjanta i dlatego jest taka pewna siebie. Przez nią dozorca miał spisany „pretokół“, a i sklepikarka też miała wiele kramu. To zaraza nie kobieta.
Wreszcie przyszła kolej na piękność z Powiśla. Weszła do gabinetu z miną anioła. Zdawało mi się, że z czarnych fok wyrastają jej białe skrzydła.
— Cóż pani dolega? — zapytuję.
— Jestem strasznie ciężko chora. Nie mogę w nocy sypiać. Właściwie to powinnam panią doktór zawezwać. Tylko nie miałam kogo postać do pani. Ani dozorca, ani żadna sąsiadka nie chcieli do mnie, ciężko chorej, zawezwać lekarza.
Badam więc ponownie „ciężko chorą“.
— Co tu zapisać — myślę — brom, czy też karę za niepotrzebne wykorzystywanie Ubezpieczalni. O gdybym mogła zapisać jej pół roku pobytu w obozie pracy dla kobiet! To by było niewątpliwie najlepsze lekarstwo. Nie tylko dla niej, ale także dla innych wielu „piękności Powiśla“, lekarstwo boskie, niezastąpione — praca.
Jestem jakby specjalnie wrażliwa na wszystkie sprawy związane z walkami o niepodległość. Cierpię po prostu na jakąś przeczulicę patriotyczną. Będąc kiedyś w Bydgoszczy, trafiłam do teatru Miejskiego, gdzie burmistrz miasta wygłaszał przemówienie okolicznościowe z racji rocznicy 11-go Listopada. Przemówienie było raczej, niestety, stereotypowe, sam mówca też nie potrafił przemawiać w sposób porywający.