Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wytężył słuch.
Deszcz dzwonił w szyby.
Szmer się powtórzył. Babka również to usłyszała.
— Co to? — spytała po chwili z niepokojem.
— To deszcz — odrzekł zcicha chłopak.
— A więc, Ferruczio — powiedziała staruszka, łzy ocierając, — przyrzekasz mi, że będziesz dobry, że nigdy już nie zrobisz nic takiego, aby twoja stara babcia miała płakać?
Znowu lekki stuk przerwał jéj mowę.
— Ależ mnie się zdaje, że to nie deszcz — zawołała, blednąc; — idź zobacz!
Lecz dodała natychmiast:
— Nie, zostań tu! — i chwyciła Ferruczia za rękę.
Oboje, dech zatrzymując, słuchali. Tylko wiatr szumiał i deszcz bił o szyby. Potém obojgiem zimny dreszcz wstrząsnął. I babuni i chłopcu wydało się, że usłyszeli suwanie nóg w przyległéj izbie.
— Kto tam? — zapytał chłopiec, ledwie mogąc z przerażenia te wyrazy wymówić.
Żadnej odpowiedzi.
— Kto tam? — powtórzył Ferruczio zlodowaciały ze strachu.