Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ucho właścicielowi cyrku, a ten powiódł zaraz oczami po widzach, jakby kogo szukał. Wzrok jego zatrzymał się na nas. Ojciec mój to dostrzegł; zrozumiał, iż nauczyciel gimnastyki musiał powiedzieć, Że to on napisał artykuł do gazety, i, aby uniknąć podziękowań, wymknął się z cyrku, powiedziawszy mi:
— Zostań, Henryku; ja na placu zaczekam na ciebie.
Mały pajac, zamieniwszy kilka słów ze swoim ojcem, jeszcze jednę sztukę wykonał: stojąc na koniu, który pędził w cwał, przebrał się cztery razy: za pielgrzyma, za majtka, za żołnierza, za akrobatę — i za każdym razem, gdy mnie mijał, patrzył na mnie. Potem, kiedy zeskoczył z konia, zaczął obchodzić cyrk dokoła, ze swoim kapeluszem pajaca w ręku, a wszyscy rzucali weń soldy i cukierki. Ja miałem już przygotowane w ręku dwa soldy; ale kiedy pajac znalazł się przede mną, zamiast podać mi swój kapelusz, cofnął go, popatrzył na mnie i poszedł dalej.
Przykro mi się zrobiło. Dlaczegóż wyrządził mi tę niegrzeczność? Przedstawienie skończyło się, właściciel cyrku podziękował widzom i wszyscy powstawali, cisnąc się do wyjścia. Ja, w tłum wmięszany, miałem już wyjść wraz z innymi, kiedy poczułem, że któś się dotknął mojéj ręki. Obejrzałem się: był to mały pajac, z tą swoją piękną twarzyczką i czarnemi kędziorkami; uśmiechał się do mnie i miał ręce pełne cukierków. Wówczas zrozumiałem wszystko.