Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cowi, który się śmiał i biegał od jednego do drugiego uszczęśliwiony. I jego ojciec również był zadowolony. Ja sądzę! Żaden dziennik nigdy mu jeszcze nie uczynił tyle zaszczytu, i skrzynka do soldów była pełna. Mój ojciec usiadł obok mnie. Pomiędzy widzami spostrzegliśmy wielu znajomych. Nieopodal wejścia dla koni stał nauczyciel gimnastyki, ten, co to służył pod Garibaldim, a naprzeciwko nas, w drugim rzędzie, murarczuk ze swoją okrągłą twarzą, siedzący obok tego swego wielkoluda ojca, i zaledwie mnie spostrzegł, zaraz mi zrobił swoją zwykłą minę. Nieco daléj dostrzegłem Garoffiego, który liczył widzów, rachując na palcach, ile też mogło wpłynąć do kasy pieniędzy. Był również, w krzesłach pierwszego rzędu, nieopodal od nas, biedny Robetti, ten, co wydostał dziecko z pod kół omnibusu, ze swemi kulami, które leżały obok na krześle, tulący się do boku ojca swego, kapitana artyleryi, który dłoń opierał na jego ramieniu. Przedstawienie się rozpoczęło. Mały pajac cudów zręczności dokazywał na koniu, na trapezie i na sznurze, i za każdym razem, gdy zeskakiwał na ziemię, wszyscy bili w dłonie, a niejeden głaskał go po lśniących kędziorkach. Potém popisywało się kilku innych skoczków na linie, kuglarzy i jeźdzców, ubranych w jaskrawe łachmany, połyskujących od srebrnych frenzelek i blaszek. Ale, kiedy nie było chłopaka, zdawało się, iż widzowie się nudzą.
W pewnéj chwili spostrzegłem, że nauczyciel gimnastyki, stojący zawsze na tem samem miejscu, koło wejścia dla koni, powiedział cóś na