Strona:Pamiętnik chłopca.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odrywa sobie i innym od kurtki guziki i gra w nie; jego kajety, książki, papiery — pomięte, podarte. wybrudzone, linia wyszczerbiona, paznokcie poogryzane, odzież poplamiona i poszarpana skutkiem kłótni i bójek. Powiadają, że matka jego chora wskutek zmartwień, jakie jéj sprawia, i że ojciec już trzy razy wypędzał go z domu; jego matka przychodzi od czasu do czasu dowiadywać się, jak się sprawuje, i zawsze odchodzi zapłakana. Nienawidzi on szkoły, nienawidzi towarzyszy, nienawidzi nauczyciela. Nauczyciel udaje czasami iż nie spostrzega jego łajdackich sprawek, a on broi jeszcze bardziéj. Nauczyciel próbował łagodnością go ująć, a on kpił sobie z tego. Mówił mu rzeczy straszne, wyrazy okropne, a on zakrywał sobie twarz rękami, jakby płakał, a śmiał się. Zabroniono mu za karę przychodzić do szkoły przez trzy dni, a on powrócił jeszcze gorszy, jeszcze bardziéj zuchwały niż przedtem. Derossi powiedział mu pewnego dnia:
— Ależ przestań; widzisz, że nauczyciel tak się tem trapi; — a on mu zagroził, iż mu gwoździem brzuch przebije.
Lecz dzisiejszego rana nareszcie doprowadził do tego, że go jak psa wypędzono ze szkoły. Podczas gdy nauczyciel oddawał Garronowi opowiadanie miesięczne: „Mały dobosz sardyński,“ aby tenże przepisał je na czysto, Franti rzucił na podłogę petardę, która wybuchła z takim hukiem, jak gdyby kto w klasie strzelił z pistoletu. Każdy aż się zatrząsł od tego niespodziewanego łoskotu. Nauczyciel porwał się z miejsca i groźnie zawołał: