rozpaczliwie i padła na ławkę. Gib Roe robił wysilenia by zachować niewinną minę i wstrzymać się od wszelkich objawów podziwienia.
Jozue Daws zwrócił się szybko ku oknu i spojrzał na fasadę sąsiedniej rudery; lecz w miejscu, w którem pierwej widział olbrzymią twarz, z okiem zwróconem na salę, nie dojrzał już niczego, tylko ciemny otwór w gotyckiej framudze.
Major rzucił kamyk i zgniótł papier w palcach ręki, która mu pozostała wolną.
Nikt by się nie mógł domyśleć, że to jego nazwisko było wypisane na złowrogim papierze. Twarz jego nie zdradzała najmniejszego wzruszenia. Spojrzał. tylko spokojnem okiem na tęblak podtrzymujący jego prawą, zranioną rękę.
— Będzie to po raz siódmy, — rzekł.
Mieszczanie z Galway rozstąpili się w milczeniu i major Percy Mortimer wyszedł, gdyż nikt tym razem nie myślał zatrzymywać go.
Wrzawa powstała pomiędzy zacnymi mieszczanami z Galway w sali oberży pod Królem Malcolmem, była niczem w porównaniu z wrzaskiem rozlegającym się na parterze w szynku Filipa Saundera. Nazajutrz miano wybierać członka do parlamentu, na miejsce szanownego Algernona Arrow, zgasłego w kwiecie wieku. Zmarły poseł był za życia prawdziwym typem torysa, stworzonego zdaje się jedynie po to, by uporem swoim podtrzymywać monstrualny gmach przywilejów protestanckich. Umarł pełen araku i żółci, złorzecząc parlamentowi, przeklinając Roberta Peela i przepowiadając rychły upadek dynastyi, której ministrowie są do tego stopnia zaślepieni, iż się obchodzą ze stronnikami Papieża, jak z ludźmi.
Czasy zmieniły się wielce od dnia wyboru tego zacnego dżentlemana. Wypadało koniecznie wysłać do parlamentu protestanta równie gorliwego, a nie było to rzeczą łatwą.
— Niech żyje Jakób Sulliwan!
Jakób Sulliwan stanowił całą nadzieję stronnictwa oranżystów. Gorzko ubolewał nad emancypacyą i płakał z rozrzewnienia na myśl, iż nie jeden biskup anglikański jest zmuszony, z powodu ciężkich czasów zadawalniać się dochodem trzystu tysięcy franków rocznie. Biednemi trzystatysięcami, możnabyły wyżywić kilka tysięcy Irlandczyków.
Oberża pod Królem Malcolmem stanowiła jedno z ognisk, w których skupiali się stronnicy Sulliwena Jego agent elektoralny otworzył kredyt u zacnego Saundera i potem, piwo i wódka płynęły strumieniem. Szynk był przepełniony wyborcami przybyłymi ze wsi i z różnych stron hrabstwa. Pili i śpiewali piosenki, w których Wilhelm Derry, kandydat katolicki, był nielitościwie wyszydzany. Kilku dżentelmanów kręciło się wśród pijących. Byli to po większej części ludzie nie miejscowi, lecz oranżyści przybyli z Ulstern lub z Dublina, dla popierania kandydatury Sulliwana.
Major usiłował przedostać się przez tłum, ale życzliwość biesiadników w szynku była niemal równie groźną jak gniew dżentlemanów w sali. Każdy chciał uścisnąć rękę Mortimerowi i dotknąć się jego munduru, ze wszech stron wznoszono szklanki na około niego wołano:
— Pij Percy, pij złotko nasze! Zdrowie prawdziwych protestantów i naszego zacnego Jakóba Sulliwana.
Percy postępował wciąż naprzód, ale miał tylko jedną rękę swobodną, a tłum ściskał go coraz bardziej.
— Pij, — powtarzano, — pij majorze Percy Mortimer! Jeżeli nie jesteś łajdakiem umiarkowanym, jak ludzie mówią... albo zamaskowanym stronnikiem Papieża... to pij!
Percy torował sobie drogę naprzód i nie pił. Ale przyszła chwila, gdy już ani kroku postąpić nie mógł. Tłuszcza na pół żartem, na pół groźbą, zamykała mu przejście, podnosząc mu aż do ust szklanki napełnione trunkiem. Major zatrzymał się, spojrzał na tłum spokojnym wzrokiem i wziął szklankę do ręki.
— Wypije, — zawołano. — Wypije za zdrowie naszego Sulliwana. Niech nas dyabli porwą, jeżeli to nie uczciwy człowiek!
Percy Mortimer trzymał szklankę w ręku i zdawał się wahać.
— Nie chce pić, — odezwał się głos jeden. — Wolałby pić za zdrowie przeklętego Derry! Naboclisch! wypędziliśmy go już raz, potrafimy wypędzić znowu!
— Czy słyszysz Percy co oni mówią? — zawołał głos inny z boku, — pij, ma bouchal! by nie wstydzić twoich przyjaciół.
— Bierz licho jego przyjaciół! to oportunista! To stronnik Papieża! — wrzasnęł część zgromadzenia.
Nie! nie! — odpowiedziała część druga, — patrzcie na jego prawą rękę! Nosi ona ślady zemsty Molly-Maguire, który go chciał zamordować. To dobry protestant.
— To stronnik Papieża!
— Wypije za zdrowie Sulliwana!
— Niech sobie pije jeżeli chce za zdrowie Wilhelma Derry!
Major zbliżył szklankę do ust, zapanowała cisza, wszyscy nastawili uszów.
— Piję na cześć Irlandyi, — rzekł Mortimer poważnym głosem, spoglądając na tłum.
Jedni przyklasnęli, drudzy gwizdali, posypały się oklaski i mruczenia. Wogóle większość nie zrozumiała