Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mogę śmiało zawołać: Naprzód przez ciernie tego życia! Po tobie jeszcze innych znalazłem...
Ale gdzież się zapędzam? Lecz jak dusza mówi, jak serce bije, tak i ręka pisze! Wróćmy lepiéj do kotletów à la Soubise, do garnka z bigosem i do kołdunów! To dopiero jest życie, talerz pełny przed sobą. To przecież coś dotykalnego. Ale piękne sentymenta, jakieś uczucie przyjaźni lub wdzięczności? co to kogo obchodzić może!
Więc tedy, wracając do rzeczy, przyjechało trzech księży z Syberyi (nie myślcie jednak łaskawi czytelnicy, żeby pan Edward do nich się liczył). Ja, jak wiecie, pieniędzy nie miałem, ale wszak to rzecz znikoma, jak przyjaźń i jak miłość. Ci trzéj księża byli na mnie bardzo łaskawi, Wypytali się o moje stósunki rodzinne, a posłyszawszy, że miałem matkę, która nic o mojéj biedzie nie wiedziała, ze względu tylko na moje dobro w mojém imieniu do niéj się udali, żeby mnie z przykrego, nędznego położenia wyratować.
Na wsparcie drogiéj matki nie długo czekałem, tyle tylko, ile potrzeba było czasu, aby list doszedł i odpowiedź wróciła. W trzy czy cztery tygodnie już byłem bogaty. Otrzymałem kapitał wystarczający nietylko na spłacenie moich długów solwyczegodskich, ale i na zaopatrzenie się w garderobę niezbędnie mi potrzebną, oraz na kilkomiesięczne przyzwoite utrzymanie.
W Solwyczegodsku nie warto było myśleć o przyzwoitém ubraniu, zawsze chodziliśmy w grubych butach, spodnie w buty, zimą w prostym kożuszku, a latem w płóciennym kitelku, wyjąwszy nadzwyczajnych zdarzeń, gdyśmy szli na proszone śniadania lub wieczory, lub wreszcie z urzędową wizytą do isprawnika. W lecie nawet, kiedyśmy spieszyli do kąpieli, to najczęściéj boso i nawet bez kitelka na plecach. Ale w Ustjugu rzeczy miały się zupełnie inaczéj, tam trzeba było ubie-