Strona:PL Zygmunt Wielhorski-Wspomnienia z wygnania.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kupiec jednak H. nie zaprosił Gl.; dowiedzieliśmy się o tém dopiero pod wieczór. Na prędce stanęła decyzya, że żaden z nas na zabawę nie pójdzie, ja zaś wezwałem ich do siebie dla przepędzenia czasu razem, na co wszyscy się zgodzili.
Koło 9 przychodzi służący od kupca H. z zawiadomieniem, że już wszyscy się zjechali i że nas bardzo prosi, byśmy przybyli; odpowiadamy, że żaden z nas nie pójdzie, nie tłómacząc Się wszelako z powodu. Po kilku minutach zajeżdżeją sanki isprawnika, a furman jego przychodzi mi oznaimić, że pan jego ma do mnie ważny interes, że sam nie może przybyć, bo jest na balu, więc żebym ja się pofatygował. Siadłem w sanki i jadę. Skorom przyjechał, wprowadza mnie służący do gabinetu kupca, gdzie isprawnik już czekał.
— Dla czegóż to panowie nie raczyli, rzekł do mnie tonem bardzo zimnym i szyderczym, zaszczycić swoją bytnością dzisiejszego wieczoru u kupca H.
— Woleliśmy w domu zostać, odpowiedziałem.
— A jabym sobie bardzo życzył, żeby panowie tu byli, i przybrał ton groźny.
— Wy jako isprawnik macie wiele władzy nad nami, ale nie tyle, żeby zmusić nas tańcować, jeśli się nam to nie podoba.
— Proszę mi powiedzieć — A ton jego złagodniał — cóż może być za przyczyna takiego postanowienia? Wszak wszędzie bywacie z ochotą.
— Zapewne, że jest przyczyna. — Tak, bądźcie tak łaskawi mi ją powiedzieć, rzekł już dobrodusznie.
— Jeżeli wy w ten sposób do mnie mówicie, już nie jako isprawnik, ale jako Iwan Leońtiewicz Judycki, to zaraz całą rzecz wyjaśnię.
— Pan H. nie prosił Gl., a jak wam dobrze