Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T4.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panowie, czuję śmierć blizką, szanowny kapłanie, już kończę życie, ubogi, biedny, samotny, widzisz: nie mam nawet porządnej komnaty ani dobrego łoża, gdziebym spokojnie dech ostatni mógł wyzionąć; ale to wszystko zniósłbym jeszcze, gdyby nie okropne wspomnienia. Tak, dalej mówić nie mogę, wzdrygam się.
— Chrześcianinie umierający, — rzekł mocnym Stefan głosem — skrucha i żal mogą cię z toni piekła wznieść pomiędzy szczęśliwych aniołów. Wyznanie winy przede mną samym, jeśli się ciebie tylko tyczy, przed wszystkiemi, jeśli i inne osoby dotyka, jest twoją powinnością, bez jej wypełnienia nie trafisz do Nieba.
Przerażony Skarbimir spuścił oczy, a potem się odezwał:
— Ach! jakąż sławę zostawię po sobie?
— Obieraj: — zawołał Stefan — ziemską sławę lub szczęście niebieskie.
— Ach! męki piekła, wyznam wszystko. Tak, Biskupie płocki, ja jestem przyczyną śmierci księcia Mieczysława i Hanny z Ciechanowa...
Ale tu dalej mówić nie mógł.
Wtem wszczął się rozruch między otaczającymi, przedarł się przez nich młodzieniec i zbliżył do łoża z przeciwnej strony, tej gdzie stał wojewoda. Sieciech dostrzegł coś dziwnego na twarzy Ulrycha i położył rękę na szabli, a tymczasem giermek schylił się ku podskarbiemu dla podania mu lekarstwa, a postawiwszy potem flaszkę na stole, szybko sztylet wyciągnął i wzniósł do góry, ale prędzej jeszcze wojewoda długiej szabli dobył, i w mgnieniu oka podstawił ją pod spadającą, rękę młodzieńca. Odleciała odcięta od ramienia prawica ściskająca sztylet, a Ulrych ciężki krzyk wydał i upadł bez zmysłów. Natychmiast wojewoda schwytać go i w kajdany okuć rozkazał. Arcybiskup zaś, ledwie oddychającego już Skarbimira po drugi raz zaklął, by wyjawił skryte i tak ciężkie, jak się wydawało zbrodnie; ale Skarbimir ostatni raz już pasował się