Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sza wśród sióstr twoich, i że znak wybrania już spoczął na twoim czole. Czegóż żądać więcej na ziemi?

Kornelia.

Niezwykły to głos twój, bracie!

Irydion.

Zdaje się tobie.

Kornelia.

Ach! czy ty ten sam, z którym klęczałam na cmentarzu Eufemii, którego uczyłam modlitwy mojej. — Hyjeronimie, czy to ty?

Irydion.

Ja, siostro.

Kornelia.

Modliłam się tyle, pokutowałam tak ciężko, dni i nocy tyle!

Irydion.

I zasiądziesz w niebiesiech. — Któżby wątpił, Kornelio?

Kornelia.

O nie za siebie — nie!

Irydion.

Za kogóż?

Kornelia.

Za jednego z braci moich.

Irydion.

Za jednego z braci?

(Zbliża się do niej.)
Kornelia.

Jaki ty straszny!

Irydion.

Mów prawdę, mów imię jego, ktokolwiek jest, twoim będzie. — Spiesz się tylko, niewiasto. — Nie