Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T2.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Ulpianus.

Czyż jej nie popełniłeś?

Irydion.

Majestat wasz od wczoraj się poczyna, a zbrodnia moja stara jako serce wolnych — dalej.

Ulpianus.

Imperator żąda, abyś stolicę opuścił na zawsze i wrócił do Chiary. — Wprzódy jednak przysiężesz mu na wierność przy dymiących trzewach i co do jednego wydasz wspólników twoich. — Jeżeli zgodzisz się na te warunki, on, który cię może okuć w łańcuchy i rozbić na krzyżu, poda ci rękę w chwili pożegnania i zapomni...

Irydion.

Głośniej, mężu konsularny.

(Odwraca się do swoich.)

Czy słyszycie, ludzie moi? Cezar wróci mi swoje względy bylebym was spętanych jak bydlęta rzucił pod rózgi liktorów. Cóż mam począć, ludzie moi? Wszak prawda, zdajmy się na łaskę Cezara, wszak miło czołem rozbić się o stopy jego?
Nieśmiertelne bogi, wy, które o nas nie dbając drzemiecie na wierzchołkach Olimpu, rozśmiejcie się przynajmniej w chwili, kiedy syn Mammei hańbę przysyła mi w darze przez usta prawnika swego.

(Wstaje i zbliża się do Ulpiana.)

Prędzej skorpion usiądzie jak niewinny motyl na dłoni Cezara, prędzej piorun Zeusa prosić się go będzie: — Daj, daj tę chmurę rozedrzeć — niźli ja złożę i wydam braci moich.

Ulpianus.

Nie nalegam na ciebie, dopełniam tylko zleceń tego, który mnie przysłał. — Owszem bądź ślepy do końca i z garstką złoczyńców dni jeszcze kilka zżymaj