Ta strona została przepisana.
Mąż.
Lękałeś się o mnie.
Orcio.
Nie — bo wiem, że twoja godzina nie nadeszła jeszcze.
Mąż.
Sami jesteśmy — ciężar spadł mi z duszy na dzisiaj — bo tam w dolinie leżą ciała pobitych wrogów. Opowiedz mi wszystkie myśli twoje — będę ich słuchał jak dawniej w domu naszym.
Orcio.
Za mną, za mną, Ojcze — tam straszny sąd co noc się powtarza.
(Idzie ku drzwiom skrytym w murze i otwiera je.)
Mąż.
Gdzie idziesz? — Kto ci pokazał to przejście? — tam lochy wiecznie ciemne, tam gniją dawnych ofiar kości.
Orcio.
Gdzie oko twoje zwyczajne słońca nie dowidzi — tam duch mój stąpać umie. — Ciemności, idźcie do ciemności.
(Zstępuje.)
Lochy podziemne. — Kraty żelazne, kajdany, narzędzia do tortur połamane leżące na ziemi — Mąż z pochodnią u stóp głazu, na którym Orcio stoi.
Mąż.
Zejdź, błagam cię, zejdź do mnie.
Orcio.
Czy nie słyszysz ich głosów, czy nie widzisz ich kształtów ?
Mąż.
Milczenia grobów — a światło pochodni na kilka stóp tylko rozkwieca przed nami.