Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/271

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Prezes.

Łańcuchem nierozwalnym stójcie koło niewiernego.

Pankracy.

Blaumanie, Kiermaszu, Jalinicz, do puginałów!

Prezes.

Ilu tych kacerzy, wnieść trumien tyle!

Pankracy.

Do broni, wszyscy, do broni! — za mną! Jeśli chcecie żyć i czynić a nie marnieć, — za mną! Jeśli chcecie ujrzeć na oczy, to co mózgiem myślicie, czego pożądacie piersią, — za mną! Z jakiegobądź rodu i narodu jesteście — za mną!

Prezes.

Zaraz trumny te ustawić rzędem — przed każdym z niewiernych jedną!

Pankracy.

Opuszczajcie te lochy, fantastyczności, poezye, widzenia! Za mną, gdzie słońce bryłowate w górze a wrogi istotne na ziemi, by z nich wytoczyła się krew, a słońca promienie radowały się, tę farbę pijąc! Czyście ślepi, głusi? Czy nikt z Włochów, Niemców, Francuzów, przy mnie się nie opowie?

Chór niewidzialny.

Z chóru każdego po kilku przechodzi na stronę buntownika — o biedni!

Prezes.

Trumien więcej, trumien więcej!

Pankracy.

Co? marzysz nas zabijać gwoździami w te pudła? czy nie widzisz w moim ręku tych pistoletów? Bronić się będziem do upadłego!