Przed nami więc idźcie przewodem. My wami kierujem, my losami ludów — kto z wami ten nasz — z tym filantropicznie; kto przeciwko nam, ten nie człowiek — z nim jak ze zwierzem — kuć go i wiązać i wodzić i biczować — a wreszcie i zarznąć, jeśli zarznąć trzeba.
Teraz, oto istna pora zapasów! — miękkich włókien w sercu niemieć. Tron to deski i klej — ołtarz, wapno i gruz!
Mak Benak! szkielet tylko zostanie nagi z Europejskiego społeczeństwa, a my nowem mięsem i nową nawleczem go skórą, na ruinach wybudujem ...
O tem milczeć — o tem my jedni wiemy! By stanąć mógł Salomona kościół, nasamprzód gmachy dawne zrzucić trzeba!
Zrzucajmy — zrzucajmy! — naprzód — naprzód!
Idźmy za tym orszakiem
Wszak już blizko nam do nas samych!
Ot! tam, tam na końcu, w tych mgłach wiszących za temi rzędami lamp, dni już nasze się kołyszą — ale od nich dzieli nas jeszcze potop klęsk i olbrzymi jeden duch!
Czyż koniecznie musim przejść przez to morze krwi i łez?