Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kozioł więcej jeszcze rozśmieszony jej oburzeniem, zwrócił się do Lizy, która pobladła nieco i miała poważnie zakłopotaną minę!
— A ty, Lizo, czy pozwolisz mi wtrącić się do tego? Gotów jestem założyć się, że kupię krowę za trzydzieści pistolów... Załóż się ze mną o sto sou.
— I owszem... Jeżeli masz ochotę spróbować...
Róża i Fanny przystały chętnie na ten układ, wiedziały bowiem, że uparty i zuchwały chłopak nie cofnie się nawet przed kłamstwem lub kradzieżą byle sprzedać każdą rzecz w trójnasób jej wartości a kupić za bezcen.
Pozwoliły mu więc odejść z Janem; same zaś usunęły się na bok, aby nikt się nie domyślił ich wybiegu.
Ludzie cisnęli się coraz tłumniej do targu krów i koni, każdy uciekał ze środkowej części placu, by skryć się nieco pod drzewami. Gwarno tu było jak w ulu: niebieski kolor bluz wydawał się ciemniejszym w cieniu lip, promyki słońca przedzierające się przez gęstwinę liści padały na rozczerwienione twarze wieśniaków. Nikt jeszcze nie kupował, żadnej umowy nie zawarto dotąd, chociaż targ trwał już przeszło godzinę. Każdy namyślał się i oglądał inwentarz, wystawiony na sprzedaż. Wszyscy przechadzali się zwolna lub stali w miejscu zadumani.
Nagle tuman kurzu wzbił się po nad głowami przechodniów. Stojące nieopodal dwa konie,