Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

płatanych krzeseł. Pomiędzy dwoma oknami, wychodzącemi na gościniec, znajdowała się szafa, w której chowano akta i różne dokumenta rządowe, porozrzucane w wielkim nieładzie. Na około ścian, na półkach, leżały stosy przyrządów ratunkowych od pożaru, stanowiące dar jednego z mieszczan. Nie wiedziano co z niemi zrobić i jak je z użytkować, gdyż wieś nie posiadała własnej sikawki.
— Przepraszam panów — rzekł uprzejmie Hourdequin — spóźniłem się trochę... miałem na śniadaniu pana de Chédeville.
Nikt nie odpowiedział, nie wiadomo więc było, czy przyjęto to usprawiedliwienie. A jednak widzieli przez okno przyjazd deputowanego, niepokoili się rezultatem przyszłych wyborów, nie uważali tylko za stosowne mówić o tem przed czasem.
— Dyabelska robota! — zaklął Hourdequin — jeżeli nas będzie tylko pięciu, nie będziemy mogli powziąć żadnego postanowienia.
Na szczęście wszedł Lengaigne. Z początku miał on zamiar nie iść na posiedzenie, gdyż kwestya drogi nie interesowała go wcale, liczył nawet na to, że jego nieobecność przeszkodzi głosowaniu. Potem jednak zaciekawiony przybyciem pana de Chédeville zmienił zamiar, postanowił przyjść by się przekonać o stanie rzeczy.
— No! teraz już dobrze! jest nas sześciu, będziemy mogli głosować — zawołał mer.