Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszystkiemi. Z mieszka przyczepionego do pasa wyjął czarny kamień i szybkim ruchem ostrzył kosę. Potem grzbiet jego znów się pochylił, na ostrzone eżlazo świstało, ścinając trawę.
Liza doszła wreszcie do domku starych Fouanów. W pierwszej chwili przypuszczała, że nie zastanie nikogo, bo w domu panowała cisza, jak gdyby wszyscy wymarli. Róża pozbyła się obu krów, stary sprzedał konia, niebyło więc żadnego szmeru na podwórzu ani w pustych budynkach. Wszedłszy do izby ponurej i ciemnej, Liza zastała ojca Fouan, który stojąc przy stole jadł kawał chleba z serem, podczas, gdy żona przyglądała mu się, siedząc na ławie z założonemi rękoma.
— Dzieńdobry wam, ciotko... Dobrze się macie, jak widzę!
— A tak! — odparła stara, której twarz rozjaśniła się zadowoleniem na widok nowo przybyłej. — Teraz, kiedyśmy już pozbyli się gruntu, możemy odpoczywać od rana do wieczora.
Liza chciała zwrócić się i do wuja z uprzejmem słówkiem.
— A wam, wujaszku, nie brak apetytu?
— Oh! nie dlatego jem, żeby mi głód dokuczał... Tylko jakoś dzień prędzej schodzi, kiedy człowiek przekąsi trochę od czasu do czasu.
Twarz starego Fouan była tak posępną, że Róża zaczęła znów rozwodzić się nad szczęściem uwolnienia się od pracy. Doprawdy! zapracowali sobie na tę chwilę! Czas już żyć