Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doszło. Dotknął się go ręką, poczuł, że już zupełnie wyschło.
— Słuchajcie, dziewczęta — zawołał — przetrząśnijmy je raz jeszcze a wieczorem stóg stawiać zaczniemy.
Franciszka, ubrana w szarą, płócienną spódnicę, obwiązała głowę niebieską chustką, której jeden koniec spadał jej na kark, podczas, gdy dwa drugie końce spuszczone na twarz ochraniały ją od skwarnych promieni słońca. Lekko kołysząc widłami nabierała na nie siano i rzucała je w górę, przypatrując się, jak wiatr roznosił je, jakby pył złotawy. Źdźbła unosiły się w powietrzu, roznosząc silny i przyjemny zapach trawy i ściętych kwiatów. Szła dalej, patrząc z zadowoleniem na pył unoszący się z siana; pot lał się z jej czoła.
— Acha! kochaneczko! — odezwała się Palmyra piskliwym swym głosem — widać żeś jeszcze młoda i nieprzyzwyczajona do pracy. Wieczorem dopiero poczujesz ból w kościach.
Nietylko one dwie pracowały: cała wioska zebrała się na sąsiednich łąkach, kosząc i rozrzucając siano.
Delhomme przededniem jeszcze wyszedł do roboty, wiedząc, że trawa zmoczona rosą daje się łatwo ścinać, twardnieje zaś, gdy ją słońce przygrzeje; w istocie też trawa zdawała się opierać i jęczeć pod jego kosą, która migotała w słońcu szybko poruszana silnemi jego ramionami. W po-