Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zatrzymał się przed stajnią, tuz obok obory, w której stały dwie krowy.
W tej chwili Liza i Franciszka przybiegły z krzykiem i z płaczem. Liza karmiła właśnie czteromiesięcznego chłopczyka, gdy siostra uwiadomiła ją o nieszczęściu, wybiegła więc trzymając na ręku dziecko, które wrzeszczało przeraźliwie. Franciszka wskoczyła znów na koło, Liza wdrapywała się na drugie, obie płakały coraz głośniej a stary Mucha leżał na wozie, oddychając ciężko; jakieś głuche chrapanie wydobyło się z jego piersi.
— Ojcze, odezwij się do nas!... Powiedzie, co ci jest, co ci się stało?... mój Boże!... Ach! Boże! Boże!... widać głowę ci odjęło, kiedy nic mówić nie możesz!... Ojcze!... ojcze!... odezwijże się!
— Zejdźcie, trzeba go wyciągnąć ztamtąd — powiedział Jan po chwili namysłu.
Zamiast pomódz parobkowi, obie siostry zawodziły coraz boleśniej. Na szczęście jedna z sąsiadek, matka Frimat, usłyszawszy krzyki, nadesła ku nim. Była to wysoka staruszka, chuda i koścista, od dwóch przeszło lat dozorowała sparaliżowanego męża i pracowała jak bydlę robocze, uprawiając własnoręcznie kawałek gruntu, stanowiący jedyny ich dobytek. Nie straciła ona zimnej krwi, obojętnie spojrzała na umierającego i zaczęła pomagać Janowi. Jan wziął Muchę za ramiona, kobieta chwyciła go za nogi i ponieśli go razem do domu.