Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ustannie. Ciągnąc sznurek, szli oboje za krową w milczeniu, właściwem wieśniakom, którzy idą nieraz mil kilka razem, niezamieniwszy z sobą ani słowa. Na prawo ujrzeli siewnik mechaniczny; parobek pozdrowił ich słowami: „dzień dobry“, odpowiedzieli mu „dzień dobry“ równie spokojnie i poważnie. Niżej na lewo wozy włościańskie wlokły się powoli po drodze ku Cloyes... Targ rozpoczynał się o pierwszej dopiero. Koła tych wozów podskakiwały jak szarańcza na wybojach drogi, niektóre z nich, były tak daleko, że już jeden tylko punkcik można było rozróżnić a punkcikiem tym był biały czepiec powożącej baby.
— A ot tam, to mój wuj Fouan z ciotką Różą, oboje jadą do rejenta — rzekła Franusia, wskazując na mały wózek, który w odległości przynajmniej jednego kilometra od nich wydawał się nie większym od łupiny orzecha.
Miała ona wzrok silny jak marynarz, daleki jak zwykle mieszkańcy płaszczyzn, umiała rozróżnić człowieka lub bydlę w małej szarej plamce, zarysowującej się w oddali.
— Mówiono mi coś o tem — odparł Jan — więc stary zgodził się nareszcie podzielić mienie swe między córkę i dwóch synów?
— Tak, wszyscy dziś właśnie mają zjechać się u pana Baillehache, notaryusza w miasteczku.