Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szy się, zwykle ustępował, ogarnięty smutkiem, który łagodniał tylko na widok łanów żyta i owsa płynących zieloną falą w nieskończoność.
O, ta ziemia! jakże on ją kochał! nie miłością chciwie pożądającego ją chłopa, ale uczuciem tkliwem, prawie idealnem, bo widział w niej matkę, która mu dała życie, ciało i do której miał wrócić po śmierci. W dzieciństwie wychowany wśród tych pól, w przyzwyczajeniach swoich do swobody, zaczerpnął nienawiść do szkoły, a hasając po roli, upajając się powietrzem z czterech stron świata płynącem, pragnął popalić wszystkie książki i pozostać w domu.
Później kiedy, odziedziczył ją po ojcu, miłował ją jak kochanek; uczucie jego dojrzało, jak gdyby ją brał w małżeństwo, by ją uczynić płodną a przywiązanie to wzrastało w miarę, jak jej oddawał swój czas, swoje pieniądze, swoje życie całe, jakby oddawał kobiecie dobrej i płodnej, pobłażając jej kaprysom a nawet przebaczając zdrady. Gniewał się nieraz, kiedy nieuległa, zbyt mokra lub zanadto sucha psuła mu zasiewy, nie wydając zboża, ale często potem niepewny sam siebie oskarżał o niedołęztwo lub niezręczność: jego to musiało być winą, że nie wydała mu owocu. Od owej to epoki zaczęły go zajmować nowe systemy, popychając ku wszelkiego rodzaju nowościom, budząc w jego duszy żal, te nie uczęszczał na kursa którejkolwiek z tych szkół rolniczych, z których tak się wy-