Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie bój się, chłopcze!... To ja...
Ale przerażony Jan, odpychał ją, obawiając się, by ich kto nie zastał razem. Tuż obok stała drabina, po której wchodzono do szopy z sianem, weszli więc po niej, zostawiając drzwi otwarte.
— Ach ty! głupcze ty niedołęgo! — powtarzała Jakóbka, zanosząc się od śmiechu.
Dwa lata minęło, odkąd Jan Macquart przyjął służbę na folwarku. Wyszedłszy z wojska, przy był do Bazoches-le-Doyen i tu zaczął pracować w warsztacie ojca jednego ze swych towarzyszów, majstra stolarskiego, który trzymał zwykle dwóch lub trzech czeladników. Ale nie czuł już chęci do rzemiosła, przez czas siedmioletniego pobytu w wojsku odzwyczaił się od hebla i piły, sam siebie nie poznawał. Niegdyś w Plassans z zapałem obciosywał drzewo, uciekał od książki. nauczywszy się zaledwie czytać i pisać. Był zawsze bardzo rozsądnym i pracowitym, wziął się do roboty, aby wytworzyć sobie byt niezależny i uwolnić się od swej rodziny.
Stary Macquart trzymał go w karbach, jak dziewczynę, sprzątał mu z pod nosa kochanki, chodził co sobota do warsztatu i zabierał należną mu zapłatę. To też po śmierci matki, która umarła z wycieńczenia, Jan poszedł za przykładem swej siostry, Gerwazyi, która umknęła do Paryża z kochankiem, on uciekł także, aby po-