Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lą, na twarz jej podłużną, na czarne, głębokie oczy, na grube mięsiste wargi, na ciało świeże i różowe jak owoc dojrzewający. Ubrana była w szarą spódnicę i czarny wełniany kaftanik, na głowie miała okrągły czepeczek. Skóra jej śniada, opalona wydawała się jakby pozłoconą od słońca.
— Toć ty przecie jesteś młodsza córka ojca Momke! — zawołał Jan. — A ja cię nie poznałem... Nieprawdaż, że twoja siostra była kochanką mego kolegi Kozła, który przeszłej wiosny robił zemną razem w Barderie?
Dziewczyna odpowiedziała spokojnie...
— A no tak!.. to ja jestem Franusia... a i to prawda, że moja siostra Liza dała się wziąć kuzynowi i teraz chodzi gruba, jak dynia, w szóstym miesiącu... kuzynek drapnął i jest ponoć gdzieś koło Orgères na folwarku la Chamade.
— Tak, tak! — zakończył Jan. — Widziałem ja ich razem.
Stali chwilę naprzeciw siebie nic nie mówiąc, on uśmiechnięty na wspomnienie, jak kiedyś zeszedł parę kochanków za stertą zboża, ona wilżąc ciągle śliną zsiniałą rękę, jak gdyby wilgoć jej ust uspokajała istotnie palenie po sznurku pozostałej pręgi. Tymczasem na jednem z siąsiednich pól, krowa wypasała spokojnie kępki lucerny. Parobek dawno już z broną wrócił do domu.
Słychać było tylko krakanie dwóch kruków, krążących ciągłym lotem około dzwonnicy.