Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— O tu!... patrzcie!.. — wyjąkała nareszcie — tu mnie boli, tu mnie piecze... Ale to nic, mogę się ruszać, nic mi się złego nie stało!... Tomci dopiero strachu zażyła!... Gdyby się to było stało na drodze, w drzazgibym się chyba rozsypała!...
Obejrzała rękę, przerżniętą czerwoną pręgą zwilżyła ją śliną i do ust podniosła. Potem oddychając głęboko, swobodnie, uspokojona już dodała:
— Ona zwykle nie jest zła, Zuzula. Od rana, dopiero taka rozszalała szelma, bo się goni... i prowadzę ją do buhaja, do Borderie...
— Do Bordierie — powtórzył Jan — a to się dobrze zdarza, ja tam właśnie idę z pola, pójdziemy razem.
Mówił jej „ty“ uważając ją za dziecko, tak była małą i szczupłą na swoje lat czternaście. Ona, podniósłszy głowę, patrzyła poważnie na tego tęgiego chłopca, o ciemnych krótko przystrzyżonych włosach i o regularnych rysach twarzy. Dwudziesto dziewięcioletni Jan wydawał jej się starym już chłopem.
— Aha! ja was znam... wyście kapra] — stolarz, który zgodził się za parobka do pana Hourdequin.
Usłyszawszy przydomek „kapral“, jakim go cała wieś nazywała, parobek uśmiechnął się i zaczął przyglądać dziewczynie, zdziwiony, że ją widzi już prawie kobietą. Patrzył ciekawie na jej drobną pierś, unoszącą się sztywno pod koszu-