Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kroków słyszała: „że to właśnie tacy ludzie, jak Rougon, przynoszą zaszczyt legii honorowej“. Księgarz potakiwał, był w dobrym humorze, gdyż od rana miał stanowczo przyrzeczoną klientelę kolegium. Co się tyczy Sicardota, ten zrazu, niebardzo był rad, że już nie sam jeden z całej bandy będzie dekorowanym; według niego tylko wojskowi mieli prawo do krzyża. Lecz że w gruncie był dobrym człowiekiem i odwaga Piotra w podziwianie go wprowadzała, zentuzyazmował się i przyznał, że Napoleoni umieli odznaczać ludzi, z sercem i energią.
Gdy Rougon i Arystydes weszli, przyjęto ich z zapałem; wszystkie ręce się do nich wyciągnęły, ściskano się nawet. Aniela siedziała na kanapie przy świekrze, uszczęśliwiona, zapatrzona w stół ze zdumieniem żarłoka, który nie widział nigdy tylu potraw razem. Sicardot winszował Arystydesowi, że napisał taki piękny artykuł do dziennika. Powracał mu swoją przyjaźń. Młody człowiek, w odpowiedzi na troskliwe zapytania dotyczące jego rodziny, wyznał, iż pragnie wyjechać do Paryża, gdzie brat dopomoże mu do karyery; ale brakuje mu pięciuset franków. Sicardot przyrzekł je dać, widząc już w imaginacyi córkę swoją na przyjęciu w Tuileries.
Felicya dała znak mężowi. Piotr bardzo otoczony, przyjaźnie zapytywany dla czego taki blady, tak źle wygląda, mógł tylko na minutę oddalić się od gości. Powiedział żonie na ucho, że z Pascalem