Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kontyngens z Palud. To miasteczko pierwsze powstało. Ci ludzie w bluzach obrabiają dęby korkowe; tamci, w kaftanach aksamitnych muszą to być strzelcy i węglarze z wąwozu Seille... Strzelcy znali twego ojca, Mietto. Mają broń dobrą i umieją jej użyć. Ach, gdyby wszyscy byli tak uzbrojeni! Tymczasem, brakuje broni. Uważasz, że robotnicy mają tylko kije.
Mietta słuchała w milczeniu. Kiedy Sylweryusz wspomniał jej ojca, mocno zarumieniła się. Spojrzała na strzelców z rodzajem gniewnej sympatyi. Od tej chwili zaczęła się ożywiać i przejmować potężnemi dźwiękami pieśni powstańczej.
Po robotnikach z Palud szli inni robotnicy, pomiędzy którymi była znaczna liczba mieszczan w paletotach.
— To są ludzie z Saint-Martin-de-Vaulx — rzekł Sylweryusz. — Miasteczko powstało prawie jednocześnie z Palud... Majstrowie połączyli się z robotnikami. Są między nimi ludzie bogaci, Mietto, którzy mogliby żyć spokojnie w domu, jednak idą narazić życie dla obrony swobód naszych. Trzeba takich kochać... Ciągle broni brakuje, zaledwie kilka strzelb myśliwskich... Ci, co mają ramiona przewiązane czerwoną wstęgą, są to naczelnicy.
Lecz Sylweryusz nie mógł nadążyć w opowiadaniu; kiedy jeszcze mówił o tamtych, dwa nowe bataliony przeszły przed nimi.
— Uważałaś powstańców z Alboise i Tulettes? Poznałem kowala Burgata.