Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

porządku i porządku pośród wolności“. Potrącił także delikatnie o salon żółty, przyznając się do pomyłki, „ale — rzecze — młodzież jest zarozumiałą, zaś wielcy obywatele milczą, zastanawiają się, pomijają urazy i obelgi, by w dniu walki stawić się z głową podniesioną, jak prawdziwi bohaterowie“.
Matka, zachwycając się artykułem, znakomicie napisanym, ucałowała ukochanego syna i kazała mu stanąć w oknie, po swojej prawej stronie; margrabia de Carnavant, któremu odosobnienie się sprzykrzyło i przyszedł ją odwiedzić, stanął po lewej.
Felicya się rozpłakała, gdy prefekt podał rękę Rougonowi.
— Ach! patrzaj, patrzaj — rzekła do syna — ścisnął go za rękę. Jeszcze ją bierze!
Obejrzawszy się na sąsiednie okna, z których masa głów wyglądała, mówiła z pociechą:
— Jak muszą się wściekać! Widzisz żonę Peirotte’a, gryzie swoją chustkę. A tam, córki rejenta i pani Massicot i rodzina Brunet, jakże nosy pospuszczali!... Ach! moi państwo, teraz na nas kolej!
Z uniesieniem radości śledziła scenę, rozgrywającą się na placu; objaśniała najmniejsze ruchy, dopowiadała słowa, których słyszeć nie mogła, cieszyła się, że Piotr tak dobrze się kłania. Miała tylko parę chwil posępnych: raz, kiedy prefekt przemówił słów parę do biednego Granoux, wy-