Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie gniewasz się na mnie?... To twój odjazd tak mnie porusza... ale dobrze mówisz, powinnam być pokorną...
Łzy z ócz jej się puściły; Sylweryusz, wzruszony, ucałował jej ręce.
— Dziecko z ciebie — rzekł — to się gniewasz, to płaczesz... Nie robię ci wymówek, chciałbym tylko, abyś była szczęśliwszą a to w większej części zależy od ciebie samej. Czyż sądzisz, że jestem bardzo szczęśliwy? Gdyby nie moja babka, która mnie wychowała, cóżby się ze mną stało? Wyjąwszy stryja Antoniego, który jest takim robotnikiem jak ja i nauczył mnie kochać Rzeczpospolitą, inni moi krewni znać mnie nie chcą.
Mówiąc z wzrastającym ogniem, stanął na środku drogi i zatrzymał Miettę.
— Bóg mi świadkiem — mówił dalej — że nie zazdroszczę nikomu, ani też do nikogo nie mam nienawiści. Lecz jeżeli zwyciężymy, powiem słowa prawdy tym pięknym jegomościom. Stryj Antoni wie o nich niejedno. Zobaczysz, co to będzie za moim powrotem. Będziemy żyli swobodni i szczęśliwi.
Mietta pociągnęła go łagodnie i poszli dalej.
— Bardzo kochasz tę twoją Rzeczpospolitą? — zapytała, śmiejąc się. — Czy ją, czy mnie więcej kochasz?
— Ty jesteś moją żoną — odpowiedział poważnie. — Rzeczpospolitą kocham dla tego, że ciebie kocham. Jak się pobierzemy, powinniśmy być bar-