Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przespała się potem, jak zwykle po każdym paroksyzmie. Nazajutrz, zdawało się, że zapomniała o wszystkiem. Z Sylweryuszem nigdy nie mówiła o poranku, w którym go zastała wraz z kochanką za murem.
Podczas dwóch dni następnych, młodzi ludzie nie widzieli się z sobą. Kiedy potem Mietta ośmieliła się przyjść do studni, przyrzekli sobie wzajemnie, że przez drzwiczki przechodzić nie będą, żeby nie robić przykrości ciotce Didzie, lecz że widzenie się przerwane wznieciło w nich niepowstrzymaną chęć zejścia się w jakiem bezpiecznem miejscu, myśleli nad sposobami uskutecznienia powziętego zamiaru. Sylweryusz był już gotów pójść w nocy do Jas-Meiffrenu, lub gdzie daleko udać się za miasto. Mietta, praktyczniejsza, słysząc to, wzruszała ramionami i oświadczyła, że sama sposób wymyśli. Radowała się już naprzód, że podejdzie szpiega, Justyna.
Nazajutrz u studni, powiedziała Sylweryuszowi, żeby wieczór po skończonej robocie poszedł w głąb równiny św. Mittra. Rozumie się że młodzieniec był punktualnym. Przez cały dzień mocno się zastanawiał nad wyborem miejsca; ciekawość jego jeszcze bardziej wzrosła, gdy wszedł na ścieżkę pod murem. „Pewnie tamtędy przyjdzie“, pomyślał, patrząc na drogę Nicejską. Tymczasem doleciał uszu jego szelest liści i gałęzi za murem, spojrzawszy w tamtą stronę, ujrzał głowę śmiejącej się Mietty, potarganą i osypaną liśćmi.