Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczęścia w Marsylii i tam się przeniósł z małym zasobem pieniężnym.
Macquart pominął tego pracowitego chłopca, przezywając go skąpym i chytrym, zwykłe zdanie próżniaka o ludziach porządnych. Wiedział, że Franciszek nie zdał się wcale do wyprawy przeciw Rougonom. Lecz sądził, że w młodszym synu Moureta, Sylweryuszu, piętnastoletnim chłopcu, znajdzie odpowiedniego wspólnika. Sylweryusz jeszcze do szkoły nie chodził, kiedy umarł jego ojciec. Brat starszy, nie wiedząc co z nim zrobić, zabrał go z sobą do wuja. Ten się skrzywił. Nie miał bynajmniej ochoty posuwać tak daleko systematu wynagrodzeń, by żywić kogoś nieużytecznego. Chłopiec, opuszczony, znienawidzony także przez Felicyę, trawił dni we łzach. Babka Adelajda, podczas rzadkich odwiedzin u Rougonów, zauważyła dzieciaka i ulitowała się nad nim. Gdy zażądała, żeby go jej oddano na wychowanie, Piotr z pośpiechem przystał na przyjemną nader propozycyę. Nie domyślił się wszelako, żeby matce powiększyć szczupłą pensyę, mającą teraz starczyć na potrzeby dwóch osób.
Adelajda liczyła podówczas siedemdziesiąt kilka lat wieku. Niktby już w niej nie poznał owej kochającej kobiety, co z takiem uniesieniem oddawała się miłości dla Macquarta. Pędząc samotne życie w domostwie przy uliczce św. Mittra, zesztywniała i zaskrzepła zupełnie. Wychodziła zaledwie raz nam miesiąc z domu, żywiła się tylko kartoflami i inne-