Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozbyć się go. Z lat upływem, mieszczanie przyzwyczaili się do pustego kąta; nogi spacerujących wydeptały bujną trawę, przebiła się szara ziemia, wyschła i stwardniała, dawne cmentarzysko stało się podobnem do placu źle splantowanego; straciło nazwę przeznaczenia, zachowawszy wezwanie świętego; była więc to równina św. Mittra i uliczka św. Mittra.
Dawne to są rzeczy. Od lat bowiem trzydziestu plac wzmiankowany przybrał niezwykłą fizyonomię. Miasto wydzierżawiło go za czynsz bardzo mały kołodziejom z przedmieścia, którzy urządzili tam skład drzewa. Dzisiaj jeszcze leżą w tem miejscu ogromne belki na kupę zwalone, jakby wiązki wysokich kolumn poprzewracanych na ziemię. Belki te, rodzaj masztów równolegle leżących, sięgających od jednego do drugiego brzegu placu, są rozkoszą uliczników, którzy, skacząc po nich dnie całe, dają dowody niesłychanej równowagi; wchodzą na nie, schodzą, huśtają się i różne wyprawiają sztuki, kończące się zwykle guzami i płaczem, ale powtarzające się codziennie od ćwierć wieku.
Jeszcze jedna osobliwość cechuje zatracony zakątek, oto służy on wędrownym cyganom za obozowisko. Skoro tylko przybędzie do Plassans dom przenośny, czyli wóz obejmujący całe pokolenie, z pewnością udaje się w głąb równiny św. Mittra. Nigdy też nie jest ona zupełnie pustą, widać grupy mężczyzn opalonych, chudych ko-