Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pokoju jego powrotu. Roudier i Granoux siedzieli w fotelach, spoglądając na siebie wzrokiem rozpaczliwym, za nimi stała gromadka byłych kupców wielce przerażonych. Vuillet, nie pokazując po sobie wielkiej obawy, w duchu rozmyślał jakby najlepiej zabezpieczyć swój sklep i swoją osobę; czy się ma schować na strych, czy też do piwnicy? Piotr i komendant chodzili wzdłuż i wszerz po pokoju; Piotr nie odstępował od swego przyjaciela, krzepiąc ducha w jego odwadze. Margrabia wystrojony, jak nigdy i uśmiechający się złośliwie, rozmawiał w kącie z Felicyą, która wydawała się bardzo wesołą.
Nareszcie dzwonek się odezwał. Panowie zadrżeli, jakby usłyszeli wystrzał z karabina. Wszystkie oczy i twarze pobladłe zwróciły się ku drzwiom. Służący komendanta stanął na progu i śpiesznie powiedział:
— Proszę pana, powstańcy będą tutaj najdalej za godzinę.
Jakby piorun uderzył! Wszyscy się zerwali na równe nogi, ręce wznosząc do sufitu. Przez kilka minut niepodobna było nic usłyszeć, ani zrozumieć; posłańca otoczono, zarzucono pytaniami.
— Cóż u dyabła! — krzyknął komendant — przestańcie już raz jęczeć, uspokójcie się, bo za nic nie odpowiadam!
Każdy rzucił się na swoje miejsce, ciężko wzdychając; natenczas, można było dopytać się o szczegóły. Posłaniec spotkał kolumnę w Tullettes i zaraz powrócił.