Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Margrabia udał, że go nie słyszy, lecz obecni mieszczanie skinieniem głowy potwierdzili zdanie byłego kopca migdałów. Roudier, jako człowiek bogaty, nie lękał się głośnej wyrazić pochwały, oświadczył więc, spoglądając bokiem na margiabiego de Carnavant, że położenie było nie do wytrzymania i że jakaś ręka musi sprostować je jak najprędzej.
Margrabia milczał, co uważano za potwierdzenie; wówczas konserwatyści, opuszczając sprawę prawowitości, zaczęli jawnie przemawiać za cesarstwem.
— Moi przyjaciele — rzekł komendant Sicardot, wstając — dzisiaj tylko Napoleon dać może opiekę osobom i zagrożonej własności... Bądźcie spokojni, przedsięwziąłem wszelkie środki, by porządek nie został zakłócony w Plassaus.
Komendant rzeczywiście, wraz z Rougonem przechował w jakiejś stajni blizko wałów, zapas strzelb i nabojów; zapewnił się także co do gotowości gwardyi narodowej, na którą jak mniemał, może liczyć z pewnością. Słowa jego zrobiły jak najlepsze wrażenie. Tego wieczoru mieszczanie, opuszczając żółty salon, mówili o wycięciu w pień „czerwonych“, gdyby się tylko poruszyć chcieli.
Dnia 1-go grudnia Rougon odebrał list od Eugeniusza i poszedł, podług zwyczaju, przeczytać go do pokoju sypialnego. Gdy wrócił, Felicya uważała, że był bardzo wzburzony. Kręciła się cały dzień około biórka. Jak tylko noc nadeszła i mąż zasnął