Strona:PL Zola - Rzym.djvu/997

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się porwać szczerości twojego entuzjazmu i wiary. Przedmiot jest piękny! „Nowy Rzym“, ach tak, można było napisać rzecz bardzo dobrą z tym tytułem, lecz pisząc zupełnie co innego, niż to coś napisał... Wyobraziłeś sobie, że mnie rozumiesz i żeś się przejął duchem moich myśli i czynów, i żeś wyraził w swej książce skryte moje dążności... Nie, nie, tak nie jest, wcale mnie nie zrozumiałeś i dlatego chciałem cię widzieć, byś się przekonał, jak dalece mylnie mnie pojmujesz.
Teraz Piotr słuchał, siedząc nieruchomie i milcząc. Przyszedł tu, by bronić swej książki, miał tyle do powiedzenia podczas tego upragnionego widzenia się z papieżem! Od trzech miesięcy tylko o tem myślał i przygotował olbrzymią ilość argumentów, z których każdy miał mu zapewnić zwycięztwo. A oto teraz, słyszał papieża mówiącego, że napisana przez niego książka jest szkodliwą i to go pozostawiało obojętnym, nie protestował, nie przytaczał żadnej z przygotowanych racyj, mających być niezbitym dowodem słuszności jego poglądów. Ogarnęło go bezmierne znużenie, czuł się wyczerpanym wylanemi łzami. Lecz nie wątpił, że zaraz oprzytomnieje, zawładnie sobą i powie co miał do powiedzenia.
— Wogóle nie jestem rozumiany, mówił niecierpliwie Leon XIII. Zwłaszcza we Francyi nikt z was mnie nie rozumie... Naprzykład, jakże mogłeś przypuszczać, by stolica apostolska zrze-