Strona:PL Zola - Rzym.djvu/996

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

u stóp swoich, łkającego boleśnie, jakby mu serce pękało, zaniepokoił się i trochę się pochyliwszy, rzekł:
— Mój synu, uspokój się i podnieś się z ziemi...
Lecz płacz nie ustawał. Szlochanie i jęk rozsadzały pierś Piotra, który, zapomniawszy o miejscu, gdzie się znajdował, zaprzepaścił się w rozpaczliwym płaczu zranionej duszy, w żałości swego ciała bolejącego w konaniu.
— Podnieś się, mój synu, nie przystoi tak się zachowywać... Możesz wziąść krzesło i usiąść.
Mówił rozkazująco i pozwolił usiąść. Piotr z trudnością powstał i osunął się na krzesło, by znów nie paść na ziemię. Odgarnął włosy z czoła, obtarł ręką gorące łzy i patrząc nieprzytomnie, silił się na opanowanie swego wzruszenia, nie mogąc jeszcze zrozumieć co zaszło, co się z nim stało.
Papież tymczasem mówił z niewzruszonym spokojem:
— Odwołujesz się do serca Ojca świętego. Bądź przekonany, że serce jego jest pełne litości i współczucia względem nieszczęśliwych. Lecz kwestya nie w tem... Otóż przeczytałem twoją książkę; to zła książka, wolę odrazu ci to powiedzieć, a tem szkodliwsza, że jest zajmująco napisana. Niektóre stronnice, żywo mnie zainteresowały. Wreszcie, nie byłbym czytał, gdyby było inaczej, lecz wyznaję, że chwilami dawałem