Strona:PL Zola - Rzym.djvu/967

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pompatyczne, wzorem staroświeckich umeblowań włoskich, sporządzonych bez myśli o wygodzie i przyjemności dłuższego przebywania w zamkniętych ścianach. Piotr wiedział, że dopiero od niedawnego czasu zaprowadzono kaloryfery w Watykanie, lecz nie zapalano ognia, lękając się zakatarzyć papieża; zdawał sobie również sprawę z umiejętnego stopniowania przepychu tych sal wiodących do wielkiej sali tronowej, tego sanktuarium zamieszkanego przez Wybrańca Bożego, przez jedynego przedstawiciela Boga na ziemi. Lecz teraz, oczekując w samotności wezwania, czuł się przejęty aż do szpiku kości nadzwyczajnością głębokiej ciszy panującej pomiędzy temi ścianami. Posępny zmrok, odrętwiająca senność i czarna nicość ciszy wypełniać się zdawały olbrzymie komnaty pałacu watykańskiego.
Na hebanowym zegarze wybiła godzina dziewiąta. Jakto, więc dopiero dziesięć minut minęło od czasu, gdy wszedł po za spiżową bramę pałacu papiezkiego?... Piotrowi się zdawało, że minęły już dnie całe, długie dnie wędrówki po nieskończoności schodów i sal olbrzymich. Chcąc opanować nerwowe wzburzenie, zaczął chodzić. Przystanął przy zegarze, rzucił okiem na krucyfiks, na glob palącej się lampy i zauważył na nim ślady zatłuszczonego palca służącego. Lampa paliła się tak ciemno, że miał ochotę podkręcić ją choć trochę, lecz zbrakło mu odwagi. Przystąpił do okna i oparł głowę o szybę. Okno wychodziło