Strona:PL Zola - Rzym.djvu/936

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dłodze w jadalni kardynała Boccanera. Dla czego Prada skłamał? Dla czego opowiedział o utarczce pomiędzy kurami?... Ach, ileż w tem było złożonych żądz, ile walk wewnętrznych i ile ciemności, których na razie Piotr nie umiał i nie mógł przeniknąć... Również nie mógł zestawić szczegółów wewnętrznej walki, jaką z sobą staczał Prada podczas dzisiejszego balu i odprowadzając Piotra aż w pobliże pałacu Boccanera. Ach tak, on cierpiał i okrutny bój musiał wrzeć w piersi tego człowieka! Lecz to nie uniewiniało go, Prada mógł powstrzymać zbrodnię, mógł nie dopuścić spełnienia się losu, tego ślepego losu zadającego śmierć z taką bezwzględnością okrutną!
Piotr podniósł głowę i ujrzał don Vigilia tak bladego, że przypuścił, iż to nowa ofiara.
— Czyś chory?...
Don Vigilio milczał zrazu, jakby nie mogąc zebrać sił na wydanie z siebie głosu. Przerażenie dusiło go.
— Nie, ja ich nie jadłem!... Nie jadłem, chociaż miałem wielką ochotę, lecz powstrzymałem się przez wzgląd na Jego Eminencyę. Nie chciałem jeść ulubionych przez niego owoców, widząc, że on z żalem pozbawił się deseru, z powodu niedyspozycyi.
Don Vigilio drżał cały, nietyle z dokuczającej mu zawsze febry, co z przerażenia na samą myśl, że mógł się był otruć i że się od śmierci wybawił dzięki pokorze. Don Vigilio miał te-