Strona:PL Zola - Rzym.djvu/917

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, więc widziałeś to sławne figowe drzewo w ogrodzie księdza Santobono? — zapytała Benedetia.
— Nietylko widziałem drzewo, lecz z jego figami jechałem z Frascati do Rzymu.
— Jakim sposobem?...
Piotr już żałował, że się w ten sposób naraził na trudne wyznanie, lecz rzekł:
— Spotkałem we Frascati jednego z moich znajomych, który, przyjechawszy tam swoim powozem, chciał koniecznie odwieźć mnie do Rzymu. W drodze spotkaliśmy księdza Santobono, który szedł pieszo z koszykiem fig dla Jego Eminencyi... więc zabraliśmy go do powozu... Bardzo piękna była ta podróż... zatrzymaliśmy się na chwilę w karczmie leżącej tuż przy trakcie...
Tu Piotr opowiedział jakie głębokie wrażenie wywarło na nim piękno Kampanii rzymskiej widzianej o zachodzie słońca i podczas zapadającego zmroku. Benedetta patrzała na niego z natężoną uwagą a wiedząc, że Prada często bywa we Frascati z powodu budowy willi, spytała:
— Ten spotkany znajomy — to hrabia... wszak tak?...
— Tak pani, to był hrabia — odrzekł Piotr z wielką szczerością. — Spotkałem go następnie w nocy na balu... jest on bardzo rozstrojony i godzien współczucia.
Obie panie wysłuchały tych słów spokojnie, ujęte bezgraniczną dobrocią Piotra, który