Strona:PL Zola - Rzym.djvu/897

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z gorączkową ironią, to znów krytykował rzymskie kobiety, a nawet bal, który uznał przedtem za wspaniały, wydawał mu się teraz pełen śmieszności.
— Tak, one miewają piękne suknie, lecz zawsze źle leżące... bo sprowadzają stroje z Paryża, zatem nie mogą ich przymierzać... Toż samo można powiedzieć o ich klejnotach. Mają jeszcze brylanty a przedewszystkiem mają najpiękniejsze perły, lecz oprawa tych kosztowności jest tak ciężka, tak przestarzała, że razi oczy i bynajmniej nie dodaje tym paniom strojności... Ach, ale najbardziej rażącą jest ich głupota, ich ciemnota, ich lekkomyślność i jeżeli one przypuszczają, że to wszystko okupują dumą, to grubo się mylą! Wreszcie są one przedewszystkiem powierzchowne, nawet pod względem religii. Puste są! Puste, niemożliwie puste! Przypatrywałem się im dzisiaj, gdy przychodziły jeść przy bufecie. Muszę oddać im sprawiedliwość, że apetyt mają wyborny! Dzisiaj zachowywano się wyjątkowo przykładnie... nie duszono się, łykając jaknajwięcej i jaknajprędzej... Lecz na balach w Kwirynale, jest na co patrzeć! Rzucają się na bufet jak na łup, który należy zmieść i rozszarpać... wprost oblężenie i atak przypuszczają do stołów, do półmisków, rozpychają się, łapią i żrą, wstręt budząc swym widokiem!
Piotr odpowiadał tylko monosylabami, pochłaniała go radosna myśl o tej upragnionej audyencyi u papieża. Marzył o tem, przewidując i uprze-